Podczas gdy, pomimo paru niedociągnięć technicznych, "Ms 45" zaskoczyła mnie świetną główną rolą, pomysłowością i doskonałym tempem akcji oraz realizacją wizualną, tak "właściwemu" debiutowi Ferrary brakuje dokładnie wszystkiego. Okropne aktorstwo (reżyser, grający główną rolę, powinien pozostać po drugiej stronie kamery, pomimo że i tam nie nadrabia), fatalne zdjęcia i irytująca muzyka. Zmuszeni jesteśmy wysłuchiwać prób i występów pewnego zespołu rockowego, co wkrótce faktycznie może skutkować reakcją bezwarunkową i sięgnięciem po wiertarkę. Ta ostatnia w rękach bohatera krzyczy dużo, a robi mało. "Morderstwa" nie wywołują żadnego wrażenia, podobnie postawy bohaterów i ich żenujące przesłanie - "jesteś wkurzony, wkręć się komuś w łeb". Ja jestem wkurzony i zakończę na odpowiedniej ocenie filmu. Z tego wszystkiego faktycznie najlepszy jest słynny zakazany w Wielkiej Brytanii krwawy plakat filmu. Ałć. 2/10.
Aż tak źle nie jest. Mamy New York pokazany z jego brzydkiej, subkulturowej strony przełomu lat 70/80, kilka niezłych scen z podtekstem erotycznym, zaskakująco-śmieszne zakończenie... Wydaje mi się, że ocena na imbd i tutaj (w tej chwili około 5 gwiazdek) jest sprawiedliwsza.